Erpegowy hipermarket

Jednoznaczna ocena "Evoland" nastręcza kłopotów. W pierwszym kontakcie z grą ryczymy bowiem z zachwytu, bo oto ktoś funduje nam ewolucyjną przejażdżkę przez znane i do dziś wspominane ze łzą
Jednoznaczna ocena "Evoland" nastręcza kłopotów. W pierwszym kontakcie z grą ryczymy bowiem z zachwytu, bo oto ktoś funduje nam ewolucyjną przejażdżkę przez znane i do dziś wspominane ze łzą nostalgii erpegi. Ale gdy spojrzymy na nią drugi raz, okazuje się, że wcale nie jest tak różowo.



Pierwsza wersja gry zwyciężyła w konkursie na napisaną w 48 godzin gierkę. W związku ze sporym aplauzem ze strony społeczności Shiro Games stworzyło znacznie bardziej rozszerzoną kontynuację oryginału. I tu zaczynają się schody.

"Evoland" odwołuje się do naszych dawno już zakurzonych miłości. Zaczynamy w klimatach GameBoya. Czerń, biel. Odblokowujemy możliwość ruchu w lewo. Potem przewijania ekranu. Znajdujemy miecz. Pierwszego potwora. Zagadkę... Wszystkie elementy, które z czasem pozwalają nam gładko przechodzić przez kolejne etapy rozwoju gier RPG, zrealizowane są z humorem i ciętymi didaskaliami.

Przez pierwsze dwie godziny grania co rusz podskakujemy na krześle z radości. Przebieżka przez historię (a raczej jej wycinek) gatunku to wspaniałe przeżycie. Przeskakujemy między monochromatycznym obrazem a kolorami. Odblokowujemy nowe palety kolorów, funkcje gry, systemy walki... Coś pięknego! Ale w pewnym momencie pojawia się zgrzyt. I to znaczący.



Gdy zmieniamy wygląd z 2D na 3D, gdzieś ucieka niesamowity klimat wcześniejszej zabawy. W zasadzie od momentu przeniesienia się w trzy wymiary nie napotkamy zbyt wiele ciekawostek ani sentymentalnych nawiązań. Gra zamienia się w "Final Fantasy" ze średniego okresu (czyli okolic części VII). Grindujemy doświadczenie, walczymy z potworami. Wyjątkowo irytująca zresztą jest szybkość losowych walk. Czekająca na nas co dwa kroki walka najpierw denerwuje, a potem nudzi.

To samo dotyczy nowalijek. "Evoland" jest nierówne. Początkowo napotykamy bardzo dużo możliwości rozwoju, ale gdy tylko pojawi się walka turowa, znikają inne opcje, które przecież istniały w starych erpegach. Od połowy gra nabiera mocnego szlifu w stylu "Final Fantasy VII", który – z całym dobrodziejstwem inwentarza – ciągnie się aż do końca.



I to jest główny problem "Evoland". To, co sprawdza się jako krótka pokazówka, zabawna minigierka, jakich zresztą znajdziemy dziesiątki choćby na Kongregate, niekoniecznie będzie tak samo bawić jako pełnoprawna produkcja. Paradoksalnie "Evoland" posiada podobne, choć przejaskrawione, wady co większość erpegów, do których się odnosi. Nie sądzę, by zamierzeniem twórców była kiepska optymalizacja i sterowanie podczas epizodu a la Diablo. Etap ten będzie mordęgą przyzwyczajonych już do normalnego sterowania graczy. Zrobienie nawet kilkuminutowego hack&slash wymaga minimum prostoty w sterowaniu. Gwarantuję, że osiwiejecie podczas prób kontroli niezgrabnego bohatera (lub bohaterki). A gdy pojawią się kolejne dodatki w postaci efektów specjalnych, widać, że optymalizacja poszła na urlop. Wisienką na torcie są generowane prawie co krok upierdliwe walki z kwiatami w doniczkach i żółwiem "A'Tuin". "Evoland" zasadniczo jest miłym zbiorem odniesień popkulturowych, ale częściej zdarza mu się podkradać, niż trawestować czyjeś pomysły. O ile sam rozwój gry i niektóre motywy fabularne wywołują uśmiech na twarzy, o tyle projekty potworów pozostawiają duży niedosyt – są zrobione po łebkach i bez polotu.



Nie pomaga nawet to, że grę można przejść za jednym posiedzeniem. Przebieg "Evoland" to raptem kilka godzin, podczas których notabene wyraźnie widać dysonans między słabym etapem końcowym a ciekawie zaprojektowanym wstępem. W efekcie zakończenie nie bawi, ostatnie mrugnięcia do gracza wręcz męczą – nie są bowiem przetworzeniem jakiejś konwencji, a jej mało humorystyczną iteracją. Przykre, że końcowe akcenty mają gorzki posmak.



Czy warto nabyć "Evoland"? Moim zdaniem lepiej spróbować najpierw darmowej, klasycznej wersji dostępnej na stronie producenta. Większa, pełniejsza i trójwymiarowa odsłona gry poza odtwarzaniem historii erpegów powtarza błędy dziesiątek wielkich produkcji – zachwyca na początku, a potem potwornie nudzi.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones